Nie trzymaj w dłoni mikrofonu krawatowego, dziennikarzu

Bardzo ciekawą wymianę zdań zaobserwowałem w sieci pomiędzy Adamem Tinworthem (onemanandhisblog.com) a Thomasem Baekdalem (baekdal.com). To analitycy mediów z Wielkiej Brytanii i Danii. Obaj cieszący się dużym poważaniem w środowisku mediów cyfrowych.

Sprawa dotyczyła mikrofonów krawatowych i tego, że coraz więcej osób trzyma je w dłoni w trakcie nagrywania wideo, zamiast przypiąć je tam, gdzie być powinny. Pierwszy z nich przywołał dyskusję na jednym z paneli na ten temat, podczas którego został zapytany o zdanie. Nie miał go. Trudno było mu skomentować takie zachowanie twórców internetowych treści. Poprosił więc o pomoc innych.

Thomas Baekdal zdanie ma wyrobione i podzielił się swoją opinią w odpowiedzi na post na LinkedIn Tinwortha:

(...) wiele osób w mediach zaczęło oglądać to na YouTubie i TikToku, więc zaczęliśmy mówić: "Och... młodzi ludzie to robią. To musi być trend", więc dziennikarze zaczęli naśladować ten styl. A teraz nagle znaleźliśmy się w punkcie, w którym ludziom każe się to robić. To całkowicie niedorzeczne.

Słowa "całkowicie niedorzeczne" są tu zdecydowanie najważniejsze i obnażające całą tę absurdalną sytuację. Zwłaszcza dlatego, że wiele wskazuje na to, że "trend" jest trudno wytłumaczalny. Można poszperać w sieci i znaleźć wiele dyskusji na temat tego, skąd się to wzięło, dlaczego ludzie tak robią i co to ma na celu. Wskazywane są różne teorie:

  • lepszy dźwięk nagrania (mikrofon bliżej ust),
  • brak możliwości wpięcia w ubranie (stąd trzymanie w dłoni),
  • szybciej, jest złapać go w dłoń i nagrać wypowiedź, niż przypinać do ubrania,
  • bezmyślne zgapianie jeden od drugiego.

Trzy pierwsze są po prostu absurdalne i wskazywane na siłę. Jeśli nie masz, do czego przypiąć tego rodzaju mikrofonu, to z niego nie korzystaj. Jeśli jest zły dźwięk, kiedy go przypniesz do ubrania, to widocznie zainwestowałeś w elektrośmieci, a nie w sprzęt, który spełnia swoją funkcję. Po to został on tak opracowany, aby spełniał swoją funkcję, kiedy zostanie przypięty do bluzki, koszuli, marynarki czy krawatu.

Naprawdę, nietrudno obalić każdą z teorii, które krążą po sieci. Natomiast "niedorzeczność", o której wspomniał Thomas Baekdal, najlepiej pasuje do ostatniego wyjaśnienia. Widzimy, że jedni tak robią, bo inni tak zrobili wcześniej. I tak się kręcimy wokół tego "trendu" już od dobrych dwóch lat. Na tym jednak nie koniec.

Teraz widzimy również artykuły wyjaśniające, dlaczego ważne jest, aby to robić, z argumentami takimi jak: "tworzy poczucie intymności i więzi" lub pokazuje młodym ludziom, że "jesteśmy jednymi z nich"... Nie!... po prostu nie.
Jedynym powodem, dla którego to się dzieje, jest to, że jest to szybkie. Dlatego młodzi ludzie to robią. Tak więc, jeśli jako przedstawiciel firmy medialnej, trzymasz swój mikrofon lavalier w dłoni, bo "taki jest styl", to mijasz się z celem.

Ten case to znakomity przykład tego, jak bardzo nie rozumiemy pewnych rzeczy (odnoszę się do świata mediów), ale robimy je w ciemno tylko dlatego, że zależy nam na szybkich wynikach, jakie osiągają influencerzy. Bezmyślnie przemy do zwiększania zasięgów w mediach społecznościowych i upodabniania się do osób, które osiągnęły w nich sukces (który - jak widać - przedstawiciele mediów postrzegają podobnie). Nie chcemy odstawać od internetowych twórców. Wzorujemy się na nich, ale tak naprawdę pudrujemy tym swoje działania nie stawiając na pierwszym miejscu nawet tak błahych zasad, jak przypięcie mikrofonu krawatowego.

Kto ma wiedzieć lepiej o tym, co z tego rodzaju mikrofonem zrobić, jeśli nie przedstawiciele branży mediów? To oni są od wyjaśniania świata. A sami nie stosują się do nadrzędnych zasad i nie tłumaczą społeczeństwu, jak należy się z takim sprzętem właściwie obchodzić.

Analiza błahego zjawiska w kilka chwil obnaża mentalność części środowiska dziennikarskiego.

Sebastian Matyszczak

Sebastian Matyszczak

Z mediami cyfrowymi związany od 2008 roku. Obserwuje i opisuje ich ewolucję. Zwolennik Fediverse, IndieWeb i cyfrowej suwerenności. Pokazuje, że istnieje życie poza big techami.